Dźwięk tygodnia: Cieszynianka napierdziela „Rosamundę”
Obiecałem sobie unikać dźwięków muzycznych. W końcu to zbyt oczywista sprawa (nawet nie wspominając o kwestii copyrightów). Jednak tym razem nie oprę się tej pokusie. Oto orkiestra dęta Cieszynianka. Młodzi i starzy, są z obu brzegów Olzy. Choć są Czechy i Polska, były Austria i Niemcy, a na dokładkę gdzieś Słowacja, to chcąc nie chcąc powietrze jest jedno i te oddechy się mieszają. Więc po krótkim wprowadzeniu kapelmistrza dmą w dęciaki i oto jest super szlagier! „Rosamunde”. Albo raczej „Škoda lásky”. Albo „Szkoda miłości”. Dla internacjonałów „Beer Barrel Polka”. Przy tej okazji przypominamy publiczności w cieszyńskim Domu Narodowym (tak!), że polka to taniec czeski, choć ta konfuzja wynikająca z nazwy w zasadzie jest tu bardzo na miejscu. Cieszyn, to dwa miasta w pakiecie: polskie i czeskie. Niby względnie niewielkie, jakieś 36 tysięcy ludzi. Znaczy się po polskiej stronie, bo jeśli dodać Český Těšín, to razem będzie ponad 60 tysięcy. Ale ja tego nie powiedziałem, bo pewnie nie wolno tak beztrosko sumować. W każdym razie ma to miasto ten wielkomiejski sznyt, bo i uniwersytet, i dawny hotel, gdzie bywała Maria Teresa, a w końcu też modernizm. No i oczywiście Olza, a nad nią Cieszyńska Wenecja, czyli ulica Przykopa z przyległościami.
Minikoncert otwierał siódmy Cieszyn Blogtravel Meetup. Raz do roku zjeżdżają się tu polscy blogerzy podróżniczy i wysyłają w świat telegramy zawierające listy dziesięciu miejsc, które trzeba zobaczyć w Cieszynie, by pobyt tu został zaliczony. Trochę tego przeniknęło do nagrania, bo podczas zapowiedzi kapelmistrza tu i tam słychać piknięcia smartfonów, a także charakterystycznie szumiący warnik z wrzątkiem na herbatę, tudzież rozpuszczalną kawę. Tak czy owak, czekamy na wenecki Cieszyn.
Komentarze
Prześlij komentarz