Niech zasady będą po to, by je łamać. Recenzja "Pokazuchy" Stasi Budzisz
![Obraz](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgZ1burKT2lTjlhUMqyPq0MeSkqnALq8liMt4BlJrHq6wgUkcyt6dZexcjgZwP_Ph3ZFi0zXbPhs1_Ke-l9YQjjPyf3OzSTGPGItvacI9Nkpw-hmf8uRwxwTaPWMOdW4t90UUdhNPmEBW8/s1600/IMG_20190911_174712598_HDR.jpg)
Czy ja kiedykolwiek napisałem recenzję książki? Nie przypominam sobie. Dlatego ją napiszę, ponieważ chodzi o książkę, która przełamała mój kilkumiesięczny "reader's block", gdy z braku czasu karmiłem się tylko prasą. Oto "Pokazucha. Na gruzińskich zasadach" Stasi Budzisz . Autorka szczęśliwie zrywa z "bajarsko-pakosińską" narracją o Gruzji, a swoje dzieło dedykuje rodzicom i gruzińskim przyjaciołom. Czy będzie ono sprawdzianem dla niektórych z tych przyjaźni? Książka bowiem na pewno potrząsa i roztacza raczej gorzką wizję tego turbo-gościnnego bardzo trudnego, kaukaskiego kraju. Jednocześnie nie jest to suchy traktat społeczno-historyczny. Przeciwnie, mnóstwo w niej emocji, choć tonowanych lub wręcz skrywanych za rzędami przytaczanych obficie liczb, by na końcu, już w posłowiu otwarcie przyznać, że impulsem do napisania książki była przekora i złość. Autorka metodą kawy (czaczy?) na ławę bardzo bezpośrednio, wręcz bezpardonowo identyfikuje zwyk