nie-miejscownik: Antoninek - przewodnik alternatywny





Dlaczego Antoninek? W końcu to zupełnie zwyczajna dzielnica na obrzeżach Poznania? Ponieważ nie ma miejsc nieciekawych, są tylko takie, którym nie poświęca się dość uwagi. Każdy krajobraz nosi bowiem w sobie historie ludzi, ich wyobrażeń, tego jak chcieli i dalej chcą upiększać swoje otoczenie. O tym chcemy opowiedzieć w nie-miejscowniku, czyli przewodniku po zakątkach niedocenionych, niepoznanych lub wręcz zapoznanych. Nie znajdziemy tych opowieści w tradycyjnych bedekerach, na próżno ich szukać w błyszczących katalogach biur podróży. Żaden bloger turystyczny podróżniczy nie uwzględnia ich na liście „top dziesięć rzeczy, które musisz zobaczyć w tym mieście”. Choć są tak blisko, to można się tam poczuć obcym osobnikiem, który jest na wszelki wypadek dyskretnie dozorowany, obserwowany zza firanek. Tym, który się rozgląda, choć sam raczej unika kontaktu. Za to rości sobie prawo do łatwych ocen oraz tanich posiłków i noclegów. Jednym słowem – turystą.

Jak się zaczął Antoninek?

Osady i wsie istniały w okolicach dzisiejszego Antoninka od wieków. Choćby Nowy Młyn, gdzie rozpoczniemy naszą wycieczkę. Nie będzie zaskoczeniem, jeśli powiemy, że nazwa nie jest przypadkowa a w tym właśnie miejscu funkcjonował oczywiście młyn. Niecały kilometr dalej, na północny wschód, przynajmniej od XVIII wieku, znajdował się dwór. Dziś nie ma już po nim śladu, choć zniknął ledwie kilka lat temu.

Osady i wsie istniały w okolicach dzisiejszego Antoninka od wieków. Fragment mapy topograficznej Messtichblatt 1:25 000, arkusz 1930 Schwersenz (Swarzędz) z 1890 roku - aktualizacja 1911
(źródło: AMZP)

W Polsce niekiedy mówi się o dzielnicach willowych, co w naszych realiach doprawdy trudno odczytywać bez krztyny autoironii. Właśnie taki jest Antoninek. To „sześciany polskie” z lat 50. i 60., budowane na ciasnych parcelach, niekiedy zdobione kultową tłuczoną ceramiką, przemieszane z szeregowcami z lat 80., a w końcu z wyrwanymi spod jakiejkolwiek kontroli dworkami, pałacykami, czy wręcz zamkami wznoszonymi w kolejnych dekadach. W paru miejscach zachowały się jednak najstarsze w tej dzielnicy domy z lat 30. Choć trudno je nazwać wybitnymi, to wiele z nich zachowało ducha obowiązującego wtedy modernizmu. Do tej mozaiki architektonicznej w ciągu ostatnich dwudziestu kilku lat dołączyły bloki z wielkiej płyty.

To „sześciany polskie” z lat 50. i 60., budowane na ciasnych parcelach, niekiedy zdobione kultową tłuczoną ceramiką...

Początek tego podmiejskiego osiedla sięga lat 20. XX wieku. Wtedy pojawia się nazwa Antoninek. Wcześniej był folwark Antonin (Antoninhof), a przed nim niemiecki Marienpol. Po odzyskaniu przez Polskę niepodległości, na tutejszej stacji kolejowej wysiedli repatrianci z Westfalii i Nadrenii. Założyli kolonię w prowizorycznych barakach, prawdopodobnie gdzieś w okolicy dzisiejszej ulicy Browarnej. Ilu ich było? W 1926 roku kolonia liczyła sobie około 24 osób, żyjących w złych warunkach. W listach do magistratu skarżyli się, że muszą czerpać wodę bezpośrednio z okolicznych stawów, filtrując ją przez płótno. Obawiali się epidemii tyfusu.
W 1933 roku uruchomiono hutę szkła, a prawdopodobnie dwa lata później zaplanowano podmiejskie osiedle z wyraźnym centralnym placem i zachowaną do dziś siatką ulic. Działki miały pierwotnie po 1 tys. metrów kwadratowych lub więcej. Podczas okupacji Niemcy przemianowali dzielnicę na Seehof i w 1940 roku przyłączyli ją do Poznania. Poszczególnym ulicom nadano nazwy pochodzące od minerałów, a między dzisiejszymi ulicami Leszka, Swantibora i Mścibora rozmieszczono baterię artylerii przeciwlotniczej [31].
To po zakończeniu wojny ulice zyskały swe charakterystyczne słowiańskie imiona. Zmniejszono mniej więcej o połowę wielkość działek i zabudowa Antoninka ruszyła na dobre. Nieco później, w latach 70. XX wieku uruchomiono fabrykę samochodów, która do dziś jest pewnie najsilniejszym skojarzeniem, jakie wzbudza Antoninek. Starsi pamiętają produkowane tu tarpany, dziś są to dostawcze volkswageny. W 2016 wyjechało ich stąd aż 185 tysięcy.
Współcześnie Antoninek wchodzi w skład większej jednostki, czyli ustanowionego w 2011 roku osiedla Antoninek-Zieliniec-Kobylepole, zamieszkiwanego łącznie przez niecałe 10 tys. osób. Sam Antoninek dzieli się na górny i dolny, a granicą jest niewielki strumyk Szklarka. Dla porządku dodajmy, że fragment dzielnicy znajduje się także na północ od Trasy Warszawskiej i bywa nazywany Antoninem. Jest tam między innymi zapomniany cmentarz parafialny przy ul. Leśnej.
Konieczne jednak było dokonanie wyboru, by nie-miejscownik pozostał prawdziwym przewodnikiem, z prawdziwą trasą, możliwą do przejścia w rozsądnym czasie. Dlatego interesować nas będzie przede wszystkim dolny Antoninek, którego osią jest ul. Leszka. 
Wycieczka ma nieco ponad 5 km długości. Zachęcamy by do Antoninka wybrać się rowerem lub dojechać autobusem: linią 57 z Ronda Śródka lub 66 z Ronda Rataje – należy wysiąść na przystanku na żądanie Browarna Młyn, gdzie rozpoczyna się zwiedzanie.

Odnośniki do punktów zaznaczono w tekście na niebiesko w [kwadratowych nawiasach]. Czerwona linia to sugerowana trasa zwiedzania.

Stary Nowy Młyn

Do Antoninka wjeżdżamy ul. Browarną, wiodącą przez lasy wschodniego klina zieleni, którego osią jest dolina Cybiny. Tej samej, dzięki spiętrzeniu której powstało Jezioro Maltańskie. Do ostatniej chwili nie widać pierwszej atrakcji. Las kończy się nagle, a zza łuku drogi, po lewej jej stronie wyłania się XIX-wieczny parterowy ceglany dom z chlewikami na zapleczu [1]. Pierwotnie służył pracownikom folwarku. Do dziś jest zamieszkany.
Jednak przede wszystkim warto spojrzeć na drugą stronę ul. Browarnej. Od razu zauważymy lekko przysadzisty komin, służący za stację bazową telefonii komórkowej oraz skryty za krzakami budynek o charakterystycznej przemysłowej architekturze z końca XIX stulecia [2]. To stary młyn wodny i parowy, a całe miejsce nazywa się… Nowy Młyn, choć wcale nie jest taki nowy. Pierwsze wzmianki o tej osadzie pochodzą z XV wieku. Wtedy biskup Andrzej z Bnina podarował część okolicznych gruntów mieszkańcom Śródki (przypomnijmy, że była ona samodzielnym miastem).
Młyn wodny istniał z całą pewnością już w XVIII wieku. Wiemy o tym z "Inwentarza wsi Główna" z 1792 roku. Łatwo go również odnaleźć na Mapie Prus Południowych Davida von Gilly z 1803 roku. Możemy jednak przypuszczać, że jego historia jest znacznie dłuższa. Tym bardziej melancholijnie wygląda dziś. Mielono tu zboże na mąkę aż do lat 70. XX wieku. Później, aż do połowy lat 90. służył do przemiału grochu. Przestał być używany tuż przed końcem XX stulecia. W jego wnętrzach, niestety niedostępnych, zachowały się nieliczne pozostałości oryginalnego wyposażenia.

Od razu zauważymy lekko przysadzisty komin, służący za stację bazową telefonii komórkowej...

Nieco dalej znajduje się Młyński Staw, konieczny dla funkcjonowania młyna wodnego. Bliżej stoi budynek mieszkalny dla kilku rodzin. Pierwotnie był to dom przeznaczony dla dzierżawcy lub właściciela majątku [3]. Skoro o właścicielach mowa, to wiemy, że w latach 80. XIX wieku Nowy Młyn dzierżawił, a później przejął na własność Adolf Schilling. Kilka lat później przeszedł w ręce Paula Schillinga, brata Adolfa, który od lat 30. figurował w dokumentach jako Paweł. Natomiast imię Adolf kojarzyło się wtedy już tylko z jednym człowiekiem…
Po drugiej wojnie światowej młyn wraz z zabudowaniami został znacjonalizowany. Na przełomie lat 70. i 80. stał się własnością zakładów Amino (te są dziś częścią koncernu Unilever), by w 1997 roku zostać sprzedanym prywatnemu właścicielowi.
Zwiedzając to miejsce warto spojrzeć także pod nogi. Przy mostku nad Cybiną, który jest reliktem młyna wodnego, widać stare bruki. To jeden z wielu rodzajów nawierzchni dróg, które tutaj zobaczymy. Ruszamy dalej ulicą Browarną.

Przy mostku nad Cybiną, który jest reliktem młyna wodnego, widać stare bruki.

Młyńskie Koło już się nie kręci

Za parterowym domem folwarcznym, który widzieliśmy na początku trasy, trafimy na wiodącą w lewo ulicę Kaprala Wojtka. Nie był on zwyczajnym żołnierzem, a syryjskim niedźwiedziem brunatnym, adoptowanym w 1942 roku przez żołnierzy Armii gen. Andersa. Nawet zwierzęta bywają zamieszane w ludzkie wojny... Uliczką dojdziemy do dyrekcji Nowego Zoo, która znajduje się na terenie dawnej cegielni, będącej częścią folwarku. Produkowała około 100 tys. cegieł rocznie.
Jednak my spójrzmy w przeciwnym kierunku. Czeka nas zaskakujący widok, zwłaszcza po krótkiej kontemplacji XIX-wiecznej architektury przemysłowej. To kompleks położonych nad stawem, drewnianych budynków, krytych gontem. Choć swą architekturą nawiązują do tradycji wielkopolskich, to sprawiają wrażenie góralskiej chaty na sterydach. Witamy w restauracji i hotelu Młyńskie Koło (owo koło można podziwiać na dziedzińcu) [4]. Działała od 1998 roku do dokładnie 8 czerwca 2016 roku, gdy z nieznanych przyczyn wybuchł tu pożar. Od tego czasu miejsce jest opuszczone.

Witamy w restauracji i hotelu Młyńskie Koło...

Choć menu było bardzo bogate (znalazło się w nim miejsce dla polskich, chłopskich dań, jak i owoców morza i bałkańskich sałat), to właściciele wzięli sobie do serca poznańskie tradycje. W karcie można było znaleźć barwne, bezkompromisowe w swej stylizacji na gwarę opisy dań: 
„Rencznie lepione pierogi zez cielencinom, do nich dostaniesz okrasę i smaczny sosik urobiony na czosnyszku, a czasem momy też z kapuchom i grzybkiem abo i z serem, jak trafisz wszystkie naraz to znaczy, że masz farta, wtedy graj w TOTKA”.
Miejsce to miało również ambicje zaspokajania potrzeby wyrafinowanego piękna, oferując dla „szczęśliwie zakochanych [...] prawdziwą perełkę w ogrodzie. To romantyczne gniazdko ze stolikiem dla dwojga gdzie w blasku świec, wśród pachnących kwiatów i pnących się wysoko roślin, wyznacie sobie miłość popijając szampana”.
Nie wiemy czy „Młyńskie Koło” miało coś do zaproponowania nieszczęśliwie zakochanym, choć w menu można znaleźć „takie se czyściuchy co Marych zawsze broł ze śledziem abo galartam (bulisz za 50 gramm)” (pisownia oryginalna), choć może lepiej wziąć „Whisky – lepszejsze bimbry z Ameryki”.
Pierogi, kaszanka, krewetki i szampan. Czy można znaleźć trafniejszą metaforę dla polskich przedmieść i rodzącej się w trudach klasy średniej? Ostatnio pojawiły się pogłoski, że może jeszcze w 2018 roku "Młyńskie koło" znów przyjmie gości. Jak będzie wyglądał jadłospis?

Gdzie ci sędziwi dobrodzieje

Spójrzmy raz jeszcze w stronę wspomnianej już ulicy Kaprala Wojtka. W cieniu drzewa stoi figura. To czeski święty Jan Nepomucen, patron dobrej spowiedzi i tonących [5]. Tych ostatnich dlatego, że sam został zrzucony z mostu Karola w Pradze w XIV wieku. Stąd też w jego rękach palma – symbol męczeństwa. Obecną figurę ufundowała pod koniec lat 40. XX w. niejaka pani Czubkowa. Wcześniej na tym samym miejscu znajdował się drewniany świątek, który stanął w 1924 roku dzięki gospodarzowi Bakosiowi. W czasie wojny został zniszczony przez Niemców.

Figurę ufundowała pod koniec lat 40. XX w. niejaka pani Czubkowa...

Kontynuujemy wędrówkę ulicą Sędziwoja. Dyskretnie wycofany względem ulicy i nieco skryty za drzewami budynek po jej zachodniej stronie to Dom Księży Emerytów Archidiecezji Poznańskiej [6]. Kompleks budynków powstał w latach 90. Ich styl można określić, jako funkcjonalizm sakralny. Większość założenia jest podporządkowana oszczędnej modernistycznej formie, zapewne narzuconej także przez ograniczenia budżetowe. Jednak front zdradza dążenia do pewnej monumentalności. Efekt tworzy zawieszona nad wejściem, pozbawiona okien ściana na planie wycinka walca. Jedynym elementem znajdującym się na niej jest krzyż.

...tabliczka z sylwetką psa obronnego i napisem „Ja tutaj pilnuję”. Zwróćmy uwagę na ten detal...

Spokój sędziwych duchownych to cenna rzecz, wymagająca ochrony, o czym informuje tabliczka z sylwetką psa obronnego i napisem „Ja tutaj pilnuję”. Zwróćmy uwagę na ten detal. Do przekazania na kawałku blachy tego prostego, a w intencji odstraszającego komunikatu wykorzystano aż dwa kroje liter (regularny i wąski), dwóch kolorów (białego i kremowego), a wszystko zapisano pismem pochyłym, jakby miało być cytatem.
Pozostawiamy zatem nieniepokojonych księży seniorów pod opieką ducha świętego, a dla pewności także psa i udajemy się dalej na północ w kierunku skrzyżowania z ulicą Ziemowita.

Podmiejski przepych

Czy stojący na rogu ulic Ziemowita i Sędziwoja dom mógłby być zapowiedzią bajki [7]? Wyimaginowanej historii o księżniczce z przedmieścia, zamkniętej w pastelowej wieży przez złego przedsiębiorcę, beneficjenta przemiany ustrojowej lat 90.? Oto przed nami architektura, która jest wyrazem wolności, niekrępowanej ustawą o planowaniu przestrzennym. Czy pobrzmiewa tu szlachecki resentyment? W końcu inspiracją jest zamek, choć utopiony w seledynie. Trochę jest jak dekoracja horroru retro o niezbyt wysokim budżecie.  Do tego tuje w ogródku i podjazd z polbruku w dwóch barwach. Wszystko na jakichś 600 metrach kwadratowych. Warto się rozejrzeć. Jest tu takich domów więcej. Warto na nie spojrzeć życzliwie, jako ucieleśnienie marzeń o przepychu i jednak pięknie.

Oto przed nami architektura, która jest wyrazem wolności, niekrępowanej ustawą o planowaniu przestrzennym.

Zejdźmy jednak ulicą Ziemowita, raz jeszcze udając się w stronę Browarnej. Pod numerem 46 trafimy na efektowny dom z lat 30. XX wieku, czyli z okresu założenia osiedla, o czym jeszcze opowiemy [8]. Charakterystyczny półkolisty ryzalit jest charakterystyczny dla tego okresu. Jednak gust architekta, czy może raczej pierwszego właściciela, z którym przecież nie będziemy dyskutować, tkwił ciągle w secesyjnej zdobności, a może nawet w baroku. Śladem tego są sztukaterie widoczne na froncie, a także na bocznej ścianie, niestety słabo widocznej, ze względu na dobudowany zapewne znacznie później garaż.

...gust architekta, czy może raczej pierwszego właściciela [...] tkwił ciągle w secesyjnej zdobności, a może nawet w baroku.

Zaspokajanie potrzeb duchowych

Przechodzimy jeszcze kawałek ulicą Browarną i skręcamy w lewo w ulicę Swantibora, by obejrzeć szeregowe domki z końca lat 80. XX wieku. Trochę przypominają przewrócone na bok i połamane bloki z osiedli z wielkiej płyty [9]. Za nimi maleńkie ogródki. 

Trochę przypominają przewrócone na bok i połamane bloki z osiedli z wielkiej płyty.

Podobna zabudowa ciągnie się także wzdłuż ulicy Sławomira, którą dochodzimy do Sobiesława, dalej w lewo i jesteśmy w dzisiejszym centrum Antoninka. Jest ono dość umowne, choć miejskiego sznytu dodaje postmodernistyczny, raczej kiepsko się starzejący niewielki kwartał trzykondygnacyjnych bloków mieszkaniowych [10].

...sznytu dodaje postmodernistyczny, raczej kiepsko się starzejący niewielki kwartał trzykondygnacyjnych bloków...

Jednak najważniejsze są tu szkoła, a przede wszystkim kościół pw. Ducha Świętego [11]. Budowę pierwszej świątyni rozpoczęto w 1938 roku. Niemal gotowy budynek został wysadzony w 1941 roku przez hitlerowców. Po wojnie parafianie „zaspokajali swoje potrzeby duchowe” w innym miejscu, które odwiedzimy nieco później. Natomiast nowy kościół na planie trójkąta zaczęto w tym miejscu wznosić w 1974 roku według projektu Aleksandra Holasa. W jego budowie aktywnie pomagali mieszkańcy. Prace zostały ukończone w 1976 roku. Historyk sztuki Zenon Pałat świątynię scharakteryzował następująco: „O architekturze kościoła w Antoninku można powiedzieć niewiele ponadto, że obiekt ten należycie spełnia swoje podstawowe funkcje, natomiast ekspresja bryły, charakter przestrzeni i wystroju wnętrza nie budzą zdecydowanie pozytywnych wrażeń estetycznych”.

...ekspresja bryły, charakter przestrzeni i wystroju wnętrza nie budzą zdecydowanie pozytywnych wrażeń estetycznych.

Ciekawostką jest wmurowany przy jednym z wejść „kamień z 1000letniej katedry”, a także dąb Karol, zasadzony na 85. urodziny przywódcy Kościoła katolickiego, papieża Jana Pawła II.

Ciekawostką jest wmurowany przy jednym z wejść „kamień z 1000letniej katedry”...

Przechodzimy wzdłuż kościoła ulicą Jaromira i skręcamy w prawo w Zbyłowita. W ten sposób dochodzimy do jednego z ciekawszych miejsc Antoninka…

Na rynku w Antoninku

Koniec ulicy Zbyłowita jest dość gwałtowny i wyraźny. Po prostu kończy się nawierzchnia z betonowej kostki, a zaczyna się coś, co umownie można nazwać klepiskiem. Widzimy tyły blaszanych bud. Być może ktoś na wyrost nazywa je pawilonami?

Uważny obserwator dostrzeże, że ulica rozszerza się w regularny sposób.

Uważny obserwator dostrzeże, że ulica rozszerza się w regularny sposób. Po lewej stronie stoi dom z charakterystycznymi dla lat 30. i ówczesnego modernizmu detalami z klinkierowej cegły [12]. Jest odchylony o jakieś 45 stopni od osi ulicy Zbyłowita.

Po lewej stronie stoi dom z charakterystycznymi dla lat 30. i ówczesnego modernizmu detalami z klinkierowej cegły.

Dochodzimy do większej ulicy, noszącej imię Światopełka. Stąd widzimy fronty baraków handlowych, a także restaurację Graczyk, o fasadzie zbudowanej z powtarzalnych łuków [13]. Można tu między innym zjeść czerninę, czyli słynną czarną polewkę, podawaną niegdyś niechcianym absztyfikantom.

Stąd widzimy [...] restaurację Graczyk, o fasadzie zbudowanej z powtarzalnych łuków. Można tu między innym zjeść czerninę, czyli słynną czarną polewkę...

Za restauracją zobaczymy piaszczysty placyk, który jest lustrzanym odbiciem sytuacji, którą widzieliśmy wcześniej po przeciwnej stronie ul. Światopełka. Placyk zbiega się lejkowato w kontynuację ulicy Zbyłowita. Jeśli zbierzemy te elementy razem, to uzmysłowimy sobie, że znajdujemy się w przestrzeni, która miała być rynkiem lub centralnym placem Antoninka [14]. Zamierzenie to nigdy nie zostało zrealizowane, choć jest wyraźnie widoczne na planach z końca lat 30., a do dziś jest zapisane w układzie parcel.

Zamierzenie to nigdy nie zostało zrealizowane, choć jest wyraźnie widoczne na planach z końca lat 30., a do dziś jest zapisane w układzie parcel. Fragment "Planu Miasta Stołecznego Poznania" z 1938 roku (źródło: CYRYL)

Warto także zwrócić uwagę na budynek ze sklepem na parterze, znajdujący się na prawo od restauracji [15]. Ma spadzisty dach, jednak wygląda jakby miał tylko jedną połać. Jest to tylko złudzenie. Jeden z narożników budynku został ścięty, zapewne by wpasować go w kształt działki, zabudowując jak największą jej część, także w górę. Budynek wyróżnia się bowiem także nienaturalną dla swojego otoczenia wysokością.

Budynek ma spadzisty dach, jednak wygląda jakby miał tylko jedną połać. Jest to tylko złudzenie. 

Wycieczkę kontynuujemy ulicą Zbyłowita w kierunku torów kolejowych.

Wielkie VW

Dochodzimy do ulicy Miłowita. Równolegle do niej biegną tory kolejowe z przystankiem, a tuż za nimi trasa na Warszawę i jeszcze ściana ekranów akustycznych. Choć Antoninek ma swój ciąg dalszy po drugiej stronie, to trudno się tam przedostać. Nad krajobrazem góruje przemysłowa wieża z logo Volkswagena. To oczywiście fabryka samochodów i bodaj największy pracodawca w Poznaniu, zatrudniający łącznie ponad 9 tys. osób [16]. W 2002 roku doszło do czołowego zderzenia Volkswagena ze sztuką współczesną. Rafał Jakubowicz przygotował wtedy pracę pod tytułem „Arbeitsdisziplin”. Składała się ona z fotografii, przedstawiającej gmach fabryki z wieżą, widziany zza drutu kolczastego, podczas dość dramatycznego zachodu słońca, a także filmu, na którym widać strażnika, patrolującego teren zakładu za ogrodzeniem. Całość podejmuje tematykę pamięci i władzy (między innymi wielkich koncernów), jednocześnie nawiązując do dobrze zresztą udokumentowanych związków firmy Volkswagen z nazistami w latach 30. i 40. XX wieku.

W 2002 roku doszło do czołowego zderzenia Volkswagena ze sztuką współczesną
(źródło: jakubowicz.art.pl)

Do wspomnianego zderzenia doszło, gdy praca miała zostać pokazana w Galerii Miejskiej Arsenał. Ktoś z Volkswagena zadzwonił do ówczesnego prezydenta Poznania Ryszarda Grobelnego, ten wykonał telefon do rektora Akademii Sztuk Pięknych. Rektor niezależnej od miasta uczelni wezwał artystę „na dywanik”... „Arbeitsdisziplin” nie pokazano w Arsenale, ale w skłocie Rozbrat. Cała historia brzmi jakby była wyreżyserowanym przez samego Jakubowicza performansem. Niestety wydarzyła się niezależnie od jego woli, zresztą nadając pracy walor wyjątkowej celności i aktualności. Jakiś czas później zniknął druk kolczasty wokół fabryki Volkswagena…
Tradycje przemysłowe Antoninka sięgają końca lat 20. XX wieku, gdy powstała odlewnia żelaza, wytwarzająca obręcze i piasty kół dla pojazdów konnych. W ciągu kolejnej dekady rozpoczęto produkcję ciągników i przyczep. Podobno w czasie II wojny światowej Niemcy produkowali tu elementy do swojej wunderwaffe, czyli rakiet V-1 i V-2.
Po zakończeniu walk powrócono do produkcji przyczep. W pierwszej połowie lat 50. XX w. fabrykę zamieniono w Wielkopolskie Zakłady Naprawy Samochodów. W latach 70. zostały przekształcone w Fabrykę Samochodów Rolniczych „Polmo”, w której produkowano Tarpany. Polski „Strażnik Teksasu” jeździłby właśnie tarpanem! Od 1996 roku zakłady należą do niemieckiego koncernu VW.
Spacer wiedzie dalej ulicą Miłowita w stronę ul. Leszka i Chociebora. Zwróćmy uwagę na jedne z najstarszych zachowanych domów z lat 30. [17-18].

Zwróćmy uwagę na jedne z najstarszych zachowanych domów z lat 30.

Dalej wzdłuż torów swe siedziby znalazły rozmaite zakłady przemysłowe, w tym huta szkła [19]. Została założona w 1933 roku. Dziś należy do amerykańskiej firmy Owens-Illinois, produkującej opakowania szklane, przede wszystkim butelki i słoiki. Lokalizacja przemysłu w pobliżu linii kolejowej nie jest przypadkowa. Był to jeden z czynników wpływających na rozwój Antoninka.
Zostawmy jednak fabryki i udajmy się ulicą Leszka w stronę gęstych drzew.

Dwór Antonin to brzmi dumnie

Za ścianą reklam wzdłuż ul. Leszka regularnie przesiadują panowie.

Spójrzmy na skupisko drzew między ulicami Radziwoja, Leszka i Browarną. Na pierwszy rzut oka trudno odczytać historię tego miejsca. Tu i tam, wśród zarośli trafimy na góry śmieci. Za ścianą reklam wzdłuż ul. Leszka regularnie przesiadują panowie [20]. Korzystając z bliskości przyrody i odrobiny intymności, toczą podlewane piwem dysputy. Ktoś ironicznie powie, że szlachta nie pracuje. Coś w tym jest, bo to dawny folwark Antonin. Jedno z ważniejszych miejsc na trasie zwiedzania. Spróbujmy wejść między drzewa. Będąc świadomymi turystami, nie naruszając miru i nie ingerując w zwyczaje lokalnej społeczności. Dziedziniec folwarku to zarośnięta drzewami przestrzeń między ostatnimi reliktami jego zabudowy [21] – warsztatem od strony ul. Browarnej [22] i domami mieszkalnymi (m.in. dawnymi czworakami) przy ul. Chociebora [23]. W 1948 roku właśnie tu stanął tymczasowy kościół, który służył do lat 70.
Był tu również raczej skromny dwór, być może wzniesiony na miejscu domu, pochodzącego jeszcze z XVIII stulecia. W 1845 roku mieszkało w nim 11 osób.

Dziedziniec folwarku to zarośnięta drzewami przestrzeń między ostatnimi reliktami jego zabudowy.

Do 1896 roku Antonin i Nowy Młyn (od którego rozpoczęliśmy naszą wyprawę) stanowiły jedną posiadłość. W 1907 roku majątek, już bez Nowego Młyna, kupiła rodzina Stablewskich. Zmarły w 1910 roku znawca Poznania i bywalec salonów Sławomir Leitgeber raczej nie był zachwycony posiadłością. „Dworek Stablewskich zaskakuje prymitywizmem wnętrz” – pisał.
Większość zabudowań folwarku wyburzono po 1945 roku. Jednak sam dwór został. W 1948 roku zatrzymywali się w nim repatrianci z Wileńszczyzny. Gdzieś około 2009 roku w opuszczonym budynku wybuchł pożar, który strawił dach. Budynek niszczał i zarastał.  Ostatecznie rozebrano go w 2015 roku. Została po nim pusta polanka za ostatnim domem przy ul. Chociebora [24].


Park wraca do życia dzięki środkom z Poznańskiego Budżetu Obywatelskiego, jako Park Antoninek.

Za nią zaczyna się park dworski. W 1964 roku został przekształcony w Park Zabaw i Wypoczynku im. XX lecia PRL. Do niedawna jeszcze można było odnaleźć informujące o tym tablice. Z czasem przestano o niego dbać. Jednak ostatnio wraca do życia dzięki środkom z Poznańskiego Budżetu Obywatelskiego, jako Park Antoninek [25]. Warto zwrócić uwagę na zachowane w układzie drzew dawne alejki.

Warto zwrócić uwagę na zachowane w układzie drzew dawne alejki.
To miejsce ma także swoje mroczne oblicze. W czasie drugiej wojny stały tu baraki, w których Niemcy przetrzymywali żydowskie kobiety, zmuszane do pracy przy sadzeniu lasu.

Zawracamy ulicą Chociebora do ul. Radziewoja, którą kontynuujemy wędrówkę w prawo. Kontemplujemy krajobraz przedmieść, będący tym niepokojącym miksem okazałych domów z pretensją do bycia willą, ale z warsztatem na zapleczu, zakładów przemysłowych, magazynów, placów składowych, a w końcu miejskich nieużytków.
Na działce na rogu Radziewoja i Ludosławy znajduje się także zabytek archeologiczny, czyli cmentarzysko kultury łużyckiej z epoki brązu [26]. Kultura ta, choć niejednolita, wyróżniała się sposobem pochówku. Zmarłych palono, a prochy przechowywano w popielnicach. Jednak tutaj jedynym śladem, jaki możemy obejrzeć, jest zawieruszona w zaroślach tabliczkach i wpis do rejestru zabytków, którego dokonano w 1971 roku.

Do Antoninka po torach

Wędrując ulicą Radziewoja dostrzeżemy wiadukt kolejowy. Jednak my skręcimy jakieś 200 m przed nim, drogą odbijającą w górę, by po parunastu krokach stanąć przed starą, nieużywaną stacją kolejową [27]. Niewielki dworzec o urozmaiconej bryle został zbudowany w 1912 roku, po wcześniejszym oddaniu do użytku linii kolejowej Poznań – Konin. Towarzyszy mu budynek mieszkalny z zabudowaniami gospodarczymi, w charakterystycznym „kolejowym” stylu.
To zapewne tutaj w latach 20. przybyli Polacy repatrianci z Nadrenii i Westfalii, którzy założyli kolonię baraków, będącą początkiem Antoninka. Historia zatoczyło koło i w 1945 roku na stacji raz jeszcze pojawili się repatrianci, tym razem z kresów wschodnich. Niektórzy pozostali, inni ruszyli dalej „zdobywać” zachód, zwany ziemiami odzyskanymi. Docierał tu także radziecki „szeroki tor”,  mający rozstaw 1520 mm, czyli 85 mm więcej od powszechnie stosowanego w Polsce. 

To zapewne tutaj w latach 20. przybyli Polacy repatrianci z Nadrenii i Westfalii, którzy założyli kolonię baraków, będącą początkiem Antoninka.

Początek XXI wieku przyniósł koniec dworca. Budynek został zamknięty, okna zamurowane, a przystanek kolejowy przeniesiony jakieś 700 m na zachód, bliżej głównego osiedla w Antoninku.
Schodzimy drogą w dół i po przekroczeniu ul. Radziwoja odnajdujemy ścieżkę, wiodącą w stronę stawu.

Antoninek na dziko

Podążajmy wąską ścieżką wzdłuż wschodniego, krótszego brzegu Stawu Antoninek. Dojdziemy do malowniczego mostu kolejowego nad Cybiną, gdzie rozpoczniemy ostatni etap wycieczki [28]. Rzeka Cybina ma swoje źródła w okolicach wsi Nekielka między Kostrzynem a Wrześnią. Przepływa między innymi przez Jezioro Swarzędzkie, by dalej swymi wodami zasilić stawy: Antoninek, Młyński, Browarny, Olszak, a w końcu największy z nich, którym w istocie jest Jezioro Maltańskie. Dalej wpada do Warty.
Młyński Staw został już wspomniany na samym początku wycieczki – był niezbędny dla funkcjonowania młyna. Natomiast mający około 7,5 ha powierzchni Staw Antoninek powstał tak naprawdę dopiero w latach 80. XX wieku, jako element systemu oczyszczania wód zasilających Jezioro Maltańskie. Jednak wszystkie zbiorniki w dolinie Cybiny szybko zarosły i uległy zamuleniu. W latach 1998-2003 radykalnie oczyszczono dno, brzegi i wody Stawu Antoninek, tym samym niszcząc miejsca lęgu ptaków, które przeniosły się na inne akweny. Doszło tu do paradoksalnego konfliktu ochrony przyrody z... ochroną środowiska (tak, tak, to dwa odrębne pojęcia). Całość jest częścią użytku ekologicznego Olszak. Stawy są zarybione. Można tu spotkać głównie płocie, lecz także krąpie, ukleje, wzdręgi, okonie i leszcze.

Dojdziemy do malowniczego mostu kolejowego nad Cybiną, gdzie rozpoczniemy ostatni etap wycieczki.

Kontynuujemy spacer ścieżką wzdłuż południowego brzegu stawu. Możemy stąd podziwiać – nie bójmy się tego słowa – przemysłowe krajobrazy Antoninka, przede wszystkim okolice huty szkła [29]. Jakieś 200 m za groblą dostrzeżemy trakt odbijający w lewo, do lasu. Podążajmy nim śmiało. Tu kończą się historie o budynkach i ulicach, noszących archaiczne słowiańskie imiona.

Możemy stąd podziwiać – nie bójmy się tego słowa – przemysłowe krajobrazy Antoninka

Leśna droga jest także fragmentów szlaków turystycznych. Biegnie tędy Cysterski Szlak Rowerowy, który rozpoczyna się na poznańskiej Śródce, przy kościele św. Jana Jerozolimskiego i prowadzi na północ Wielkopolski. Tym samym odcinkiem prowadzi czarny szlak z Pobiedzisk, wchodzący w skład Piastowskiego Traktu Rowerowego. To ciągle nie koniec, jest to bowiem także część Wielkopolskiego Szlaku Świętego Jakuba. Najwytrwalsi dojdą nim do Santiago de Compostela w północnej Hiszpanii.

Leśna droga jest także fragmentów szlaków turystycznych.

My jednak niespiesznie udamy się leśnym duktem w stronę Młyńskiego Stawu. Jest nieco większy od Stawu Antoninek, jego powierzchnia wynosi bowiem 10 ha. Dostrzeżemy stąd znajdującą się na drugim brzegu opuszczoną restaurację „Młyńskie Koło”. W słonecznym dzień widok jest malowniczy, jednak o zmierzchu lub w pochmurny dzień może się kojarzyć z filmem grozy [30]. Po lewej ręce mijamy ogródki działkowe, by po chwili znaleźć się przy nieczynnym młynie, od którego rozpoczęliśmy wycieczkę, tym samym kończąc naszą wyprawę.

...widok jest malowniczy, jednak o zmierzchu lub w pochmurny dzień może się kojarzyć z filmem grozy...

Źródła

  1. Antoninek
  2. Antoninek (Poznań), Wikipedia.org
  3. Bielerzewski A., 2010: Huta Szkła „Antoninek”. Od Komandorii do Antoninka. Kronika Miasta Poznania 4/2010, s. 346-357.
  4. Bielerzewski A., 2010: Osiedle Antoninek-Zieliniec-Kobylepole. Od Komandorii do Antoninka. Kronika Miasta Poznania 4/2010, s. 400-402.
  5. Biesiadka J., Gawlak A., 2016: Twierdza Poznań. Mapa fortyfikacji i garnizonu 1:20 000. Pracownia JB72, Poznań.
  6. Bogdanowska A., Jaros R., 2004: Użytek ekologiczny Olszak I i Olszak II. Przewodnik przyrodniczy dla zaawansowanych. Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Poznania, Poznań. 
  7. Danielewicz P., Kasprzyk P., 2010: Fabryka Warta Poznania. Volkswagen Poznań Sp. z o.o. Od Komandorii do Antoninka. Kronika Miasta Poznania 4/2010, s. 378-389.
  8. Fabryka Samochodów Rolniczych. Poznańska wikia
  9. Gołdyn R., Grabia J., 1998: Program ochrony wód rzeki Cybiny. Wydział Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Poznania, Poznań. 
  10. Jakubowicz R., 2002: Arbeitsdisziplin. Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Wideoteka Muzeum
  11. Odbudowują Młyńskie Koło. Zmienił się dzierżawca. epoznan.pl, 07.02.2018.
  12. Pałat Z., 2013: Antoninek. Studium historyczno-urbanistyczne. Biuro Miejskiego Konserwatora Zabytków w Poznaniu.
  13. Parafia Rzymskokatolicka pw Ducha Świętego w Poznaniu. Historia Parafii.
  14. Pawłowski R., 2009: 20 lat z cenzurą? Gazeta Wyborcza, 04.06.2009.
  15. Poznań – Antoninek. Poznańska wikia
  16. Rekordowy rok 2016 dla Volkswagen Poznań, 03.01.2017
  17. Tietz-Mądry K., 1994: Kapliczki, krzyże i figury przydrożne na terenie miasta Poznania. Święci poznańscy i wielkopolscy. Kronika Miasta Poznania 1994 3-4, s. 174-206.
  18. Walczak M., 2005: Migracje ludności w Wielkopolsce w latach 1945-1950. UAM, Poznań, s. 94.
  19. Zapomniany cmentarz w Antoninku. Epoznan.pl, 01.11.2012

Komentarze

  1. Przeprowadziłam się tutaj prawie 5 lat temu z centrum Poznania i jestem urzeczona tym miejscem, a także zaskoczona tym, że wielu - nawet rodowitych - poznaniaków nie zna tej części miasta. Z przyjemnością oprowadzam przyjaciół po okolicy. Jeśli mamy więcej czasu lub jeździemy na rowerze, to uwzględniam jeszcze atrakcje leśne: dwie leśniczówki (Antoninek oraz Kobylepole) oraz Folwark Mielochów (chociaż to już bardziej w stronę Malty i miasta). Zresztą w lesie pojawił się ostatnio piękne nowoczesne altany, siłownia dla seniorów itp. We wpisie brakuje mi informacji o dość współczesnych bunkrach w dolince, którą płynie Szklarka. Po stronie minusów naszej dzielnicy oraz spacerów po niej wymienić należy paskudny zimowy smog generowany przez kominy niektórych sąsiadów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależało mi, by powstała taka trasa w sam raz do przejścia albo przejechania rowerem. Więc niestety musiałem zrezygnować z wielu miejsc. Są schrony, leśne pasieki, leśniczówka, drugi młyn wodny, opuszczony cmentarz, więcej zaskakującej architektury i wiele więcej. Właściwie można zmontować drugą trasę :)

      Usuń
  2. Powinienem gdzieś mieć zdjęcie budynku z Parku XX-lecia PRL przed jego rozbiórką. Jeśli będzie chęć to mogę podesłać na jakiś adres mailowy :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo, bardzo chętnie! Dziękuję! Można się ze mną kontaktować przez niemiejsca[at]gmail.com :)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawie opisano. Gdzie znajdę wydanie książkowe ? Chciałbym kupić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję. Niestety do książki bardzo daleko. Z tego przewodnika wyszłaby ledwie broszurka :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Jak wybuch II wojny światowej wpłynął na turystykę w Poznaniu?

Dźwięk tygodnia: Synagoga się nie rozpływa