Czy warto pisać przewodniki, czyli "Poznań for beginners"
Czy w dobie mediów społecznościowych, blogów podróżniczych, serwisów turystycznych w rodzaju TripAdvisor i "przemysłowo" wytwarzanych serii, takich jak choćby Lonely Planet, warto pisać przewodniki?
Chyba tak, albo może raczej: mam nadzieję, że tak. Choć ich zasięg lub używając żargonu „impakt”, jest znacznie mniejszy, to dają możliwość dotarcia do bardziej zaangażowanych turystów. Potencjalnie także bardziej skorych do pozostawiania w odwiedzanych przez siebie miejscach większej ilości pieniędzy. Świadczyć o tym może sam fakt nabycia przewodnika. Dają także możliwość spojrzenia na odwiedzane miejsce z lokalnej perspektywy, jeśli zostały napisane przez kogoś w nim mieszkającego.
Tradycyjne przewodniki można również anegdotycznie zredukować do kilku technicznych zalet: nie są na baterię, nie wymagają dostępu do wi-fi i pozostają sprawne po upuszczeniu nawet ze znacznej wysokości, a w końcu nie są zbyt atrakcyjne dla złodziei.
Przewodnik "Poznań for beginners" to niewielka książka adresowana do obcokrajowców, coraz liczniej odwiedzających stolicę Wielkopolski. Zawiera nie tylko propozycje atrakcji turystycznych ułożonych w kilka tras, ale także informacje pomagające zrozumieć znaczenie miasta osobom mającym nikłą wiedzę o historii Poznania i Polski.
Jacek Y. Łuczak, Wojciech Mania: Poznań for beginners ⏩ kup przewodnik
Jacek Y. Łuczak: Poznań plan minimum ⏩ kup przewodnik
Jacek Y. Łuczak, Wojciech Mania: Poznań for beginners ⏩ kup przewodnik
Jacek Y. Łuczak: Poznań plan minimum ⏩ kup przewodnik
"Poznań for beginners" składa się z dziewięciu rozdziałów, odpowiadającym najważniejszym etapom rozwoju miasta, od najstarszej jego części, czyli Ostrowa Tumskiego, przez miasto średniowieczne ze Starym Rynkiem, część XIX-wieczną wokół Placu Wolności, Dzielnicę Cesarską z zamkiem, fortyfikacje, aż po życie codzienne współczesnego Poznania. Uzupełnieniem są propozycje miejsc, które warto odwiedzić w jego okolicach. Każdy z rozdziałów rozpoczyna się krótkim opisem, wprowadzającym czytelnika w kontekst historyczny i znaczeniowy opisywanych miejsc.
Chyba czas przestać silić się na obiektywny, recenzencki ton. W końcu jestem współautorem tego przewodnika. Przy tej okazji sprzedam kilka refleksji od kuchni. Punktem wyjścia był wcześniejszy polskojęzyczny przewodnik Jacka Y. Łuczaka "Poznań plan minimum". Adresatem książki był turysta, który nie wie o Poznaniu, a także Polsce prawie nic. Z jednej strony ułatwiło to dobór miejsc. Od początku było wiadomo, że muszą się znaleźć wszystkie poznańskie „klasyki”: ratusz, koziołki, fara, katedra i tak dalej. Z drugiej strony, przy każdym rozdziale było trzeba uważać na konteksty. Polskiemu odbiory nie trzeba tłumaczyć kim był Mieszko I albo czym były zabory. Komuś zza granicy – już tak.
Innym wyzwaniem było ograniczenie lub wręcz rezygnacja z wielu wątków i postaci. Bezboleśnie pożegnałem biskupa Radwana, całą plejadę piastowskich książąt, ale także Kazimierę Iłłakowiczównę. W pierwotnej wersji ten los miał także spotkać Małgorzatę Musierowicz, autorkę serii książek dla młodzieży, znanych pod wspólną nazwą, która obecnie jest zastrzeżonym znakiem towarowym. Jednak wydawnictwo stanęło za nią murem, argumentując, że jest tłumaczona na wiele języków, łącznie z japońskim. W ten sposób zostało uratowanych jeszcze kilka postaci i miejsc. Żeby nie było, że tylko ja bezdusznie "ciąłem". Na przykład trasa po Łazarzu miała także obejmować "dolną" część dzielnicy, którą zatytułowałem "Robotniczy Łazarz", jako kontrapunkt dla zamożnego, mieszczańskiego Johow-Gelände. Niestety nie załapała się do książki.
W ogóle korespondencja, spotkania i dyskusje z Sylwią Klimek, redaktorką książki, były kapitalnym doświadczeniem, szczególnie że mam naturę "Zosi-samosi". Wyłaniały się z nich nasze osobiste preferencje, różnice w spojrzeniu na miasto, a także emocjonalny stosunek do niego.Inspirujące było pisanie rozdziału o współczesnym Poznaniu i jego życiu codziennym, w tym kuchni. Chcąc opisać tę ostatnią z rozbrajającą szczerością, trzeba by pewnie wspomnieć o pizzy i kebabie (spoiler alert: nie ma o nich ani słowa). Udało się natomiast wtrącić zapiekankę, która nie jest wyłącznie poznańska, natomiast jest ciągle dość powszechna i opowiada jakąś historię: o późnym PRL-u, niedoborach i lokalnej przedsiębiorczości.
Jeszcze taki techniczny szczegół. Podczas pracy przyjęliśmy zasadę, że jeśli odsyłamy na stronę internetową, to musi ona być dostępna w języku angielskim. Okazało się, że instytucje, które oferują treści w języku obcym można policzyć w zasadzie na palcach jednej ręki, stąd tak niewiele odesłań...
Dyskusja "Poznań przyjazny turystom - Poznań tourist friendly", 14.09.2017, godz. 18:00, Salon Posnania ⏩ więcej informacji
Dyskusja "Poznań przyjazny turystom - Poznań tourist friendly", 14.09.2017, godz. 18:00, Salon Posnania ⏩ więcej informacji
Graficzną formę nadała całości Joanna Pakuła, łącznie z wyrazistą, emanującą prostotą i kolorem okładką. To dzięki jej talentowi i pracy w internecie pojawiły się takie komentarze:
Last but not least (skoro przewodnik jest po angielsku, to chyba mogę użyć tego zwrotu) wypada mi wrócić do początku całej historii, gdy Katarzyna Kamińska, dyrektorka Wydawnictwa Miejskiego Posnania zaprosiła mnie na spotkanie, na którym poznałem Joannę Gacę-Wyczółkowską. To właśnie te panie zaprosiły mnie do tego przedsięwzięcia. Już bez zbędnych ceregieli, wszystkim tym osobom dziękuję.
Komentarze
Prześlij komentarz