Dźwięk tygodnia: hydroelektrownia i krowy

W powodzi obrazów, które sami wytwarzamy, a następnie sami nimi się zalewamy, aż do zakrztuszenia oczu, czasem trafiamy na jakieś zapomniane zdjęcie w smartfonie. Jednak trafić na niepamiętane nagranie to zupełnie coś innego. Oczywiście nie chodzi tu o piosenkę czy zapis rozmowy. Raczej o pejzaż dźwiękowy.
W przypadku obrazu, wystarczy by znalazł się na linii wzroku - mgnienie oka, krótkie spojrzenie, by zorientować się w całości. Jednak nie ma mgnienia ucha albo linii słuchu. Dźwięk wymaga czasu i przestrzeni.
Więc przypomniałem sobie o dyktafonie, a tam jakieś kilkanaście plików. Wśród nich ten. Jest pierwszy listopada, o czym zupełnie nie pamiętałem, bo akurat byłem w Kutaisi. Poszedłem na trekking spacer wzdłuż Rioni. Było pochmurnie, trochę padało. Szedłem w kierunku elektrowni wodnej Gumati. Jeden z pomników sowieckiej industrializacji, wzniesiony pod koniec lat 50. XX wieku. Dzięki temu poniekąd, dziś Gruzja nie jest w całkiem dosłownie ciemnej dupie, bo energia rzek jest źródłem niemal całej elektryczności w kraju.
Tak więc towarzyszył mi szum spiętrzonej rzeki. Tymczasem po zalewowych łąkach szwendały się jakieś dwie krowy, ogryzając liście z krzewów i dając koncert na uwiązane do ich szyi dzwonki. Prawdziwe wirtuozki aleatoryzmu. I to byłoby na tyle, jeśli chodzi o wielką industrializację.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

nie-miejscownik: Antoninek - przewodnik alternatywny

Jak wybuch II wojny światowej wpłynął na turystykę w Poznaniu?

Dźwięk tygodnia: Synagoga się nie rozpływa