Obrzydliwa krauterbuda na wschodni wzór, czyli mój pierwszy hejt

Zdarzyło mi się udzielić wywiadu na temat Starego Browaru. Okazją były obchody dziesięciolecia poznańskiego Centrum Sztuki i Biznesu. Nie wiem czy centra handlowe spadają na miasta z jesiennymi liśćmi, niemniej zbiegła się ta rocznica z oddaniem do użytku zintegrowanego centrum komunikacyjnego Poznań City Center.

W istocie Poznań City Center okazał się być centrum handlowym z przybudówką w postaci dworca kolejowego (i wkrótce autobusowego). Mniej więcej taka jest rzeczywista hierarchia funkcji tego budynku. Sama część dworcowa została "nienaturalnie", a tym samym niefunkcjonalnie odsunięta od peronów, a nowy gmach, jak długo się dało był po prostu pomijany przez podróżnych.

Różowy donut mówi hello, czyli Poznań City Center.
Różowy donut mówi hello, czyli Poznań City Center.

Przez cały czas realizacji na jaw wychodziły rozmaite interesujące cechy inwestycji. Choćby ruchome schody na dworcu poruszające się tylko w jedną stronę, brak oznaczeń i wykonanie peronów, smaczki w rodzaju sporu o nazwę (inwestor forsował anglojęzyczną), aż po drogę dojścia do dworca, która wiedzie podziemnymi tunelami i prowadzi prosto do centrum handlowego. Ale ponoć było warto, bo dworzec został dorzucony w gratisie przez dewelopera, w zamian za grunt i pozwolenie na centrum handlowe.

Szalone lata 90.


Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że zintegrowane centrum komunikacyjne, choć zbudowane w 2013 roku, jest w istocie inwestycją tkwiącą w latach 90. ubiegłego stulecia. Czyli w czasach rodzącego się w Polsce kapitalizmu, turkusowych marynarek, załatwiania, szukania różnych "myków" prawnych i robienia kokosów. W takich warunkach mogły powstawać fatalnie zlokalizowane centra handlowe-molochy, dla których nawet naginano przebiegi dróg, infrastruktura sprowadzała się do kolosalnych parkingów (bez chodników), a architektura... w zasadzie to pojęcie trudno odnieść do tego, co powstawało.

Strefa centrów handlowych na poznańskim Franowie. Największe to sąsiadujące z browarami Kompanii Piwowarskiej M1, do którego prowadzi ''magicznie'' ugięta droga - ul. Szwedzka (źródło: www.poznan.pl/mim/plan).
Strefa centrów handlowych na poznańskim Franowie.
Największe to sąsiadujące z browarami Kompanii Piwowarskiej M1,
do którego prowadzi "magicznie" ugięta droga - ul. Szwedzka
(źródło: www.poznan.pl/mim/plan)

Być może w latach 90., będących okresem odreagowania kryzysu schyłkowego PRL, właśnie tego było trzeba? Tego, to znaczy władz miasta, skorych do, powiedzmy bardzo delikatnie, pewnych kompromisów ze światem biznesu oraz tych całych centrów handlowych z neonami i fontannami w środku, a blachą falistą na zewnątrz?
Chciałbym wierzyć, że symbolicznym zamknięciem tej epoki (przynajmniej w Poznaniu) jest właśnie Stary Browar. Olbrzymie centrum handlowe, zbudowane na podejrzanie tanio sprzedanych gruntach (wiem, wiem, prezydent jest niewinny), ale za to nieprzypominającego niczego, co do tej pory budowano w Polsce. W zaniedbanym fragmencie miasta, na pozostałościach XIX-wiecznego browaru, wyrósł budynek o bardzo wysokiej jakości architektury (zarówno pod względem projektu, jak i wykonawstwa) a do programu całości trwale wprowadzono rzeczywiste funkcje kulturotwórcze z autorskim podejściem w osobie Grażyny Kulczyk, szybko i celnie obwołanej Madame Browary.

Duzi ludzie w małych miastach


Niemniej, gdy już udzieliłem wywiadu, o którym wspomniałem na wstępie, czułem, że czeka mnie "hejt": "Kulczykowej do Raczyńskiego i Cegielskiego to nadużycie wielkiego formatu, żenada !!!!!" - właśnie tak, pięć wykrzykników poprzedzonych spacją przydaje hejtowi mocy). Otóż wypowiadając się o właścicielce Starego Browaru posunąłem się do porównania jej między innymi do Edwarda Raczyńskiego. Miałem na myśli to, że wzniesiona przez niego biblioteka wcale nie była aż tak bardzo entuzjastycznie przyjęta przez jemu współczesnych. Nawet w środowiskach polskich, szczególnie wśród rosnącego w siłę mieszczaństwa, uchodziła za wyraz wielkopańskiej próżności i budowanie pomnika samemu sobie (w istocie, poza obowiązującą do dziś nazwą, Raczyński zarezerwował sobie w gmachu apartament – uczciwie dodajmy, że płacił za niego czynsz). Podczas budowy Złotej Kaplicy w poznańskiej katedrze, której był pomysłodawcą, nie cichły oskarżenia o malwersacje finansowe, co zresztą przyczyniło się ponoć do jego samobójczej śmierci...
Ktoś powie, że inne czasy, inne postaci. Ja twierdzę, że Poznań miał i ma tę specyfikę, że rozwija się dzięki silnym (co nie oznacza jednowymiarowym) osobowościom, jak choćby Edward Raczyński, ale też w innej skali Wilhelm II (Powiedziałem to na głos?!). Dziś jest to między innymi Grażyna Kulczyk. Być może jest tak dlatego, że Poznań ma w sobie coś z małego miasta, w którym wyraziste lub po prostu obrzydliwie bogate i aspirujące osobowości są bardziej na świeczniku.

Stary Browar w Poznaniu (fot. Wojciech Mania)
Stary Browar w Poznaniu (fot. Wojciech Mania)

Przez shopping do kultury


Nie mam złudzeń, czy Stary Browar jest przestrzenią publiczną, bo nie jest, choć czasem chce ją udawać. Test: weź lustrzankę, najlepiej ze statywem i spróbuj zacząć robić zdjęcia. Uważam też, że rozbudowa o Pasaż zepsuła obiekt, który wygrywał także skalą i proporcjami. Chyba nie bez przyczyny najważniejsze nagrody, w tym dla najlepszego centrum handlowego średniej wielkości na świecie, Stary Browar otrzymał przed rozbudową. Nawet nie wspomnę też o tym, jak takie obiekty wysysają życie ze śródmiejskich ulic.
Ludzie pochłonięci wszechmocarnym shoppingiem nie dostrzegają dzieł sztuki, choć są całkiem dosłownie na wyciągnięcie ręki. Przez kontekst miejsca są redukowane do bibelotów. Oferta kulturalna jest raczej hermetyczna (nie mam tu na myśli klubów, jak modny SQ – to jednak ciągle świat shoppingu), a tym samym elitarna, nierozumiana.


Rafał Dziemidok jest jednym z artystów pojawiających się w ramach programu Stary Browar Nowy Taniec.

Rzecz jednak w tym, że jest to jedno z niewielu w Poznaniu miejsc, w którym taka sztuka się pojawia, a nie została zredukowana do malowania dzieciom buziek w połączeniu z mini-playback show, jak to się zwykle dzieje w centrach handlowych.
Starego Browaru można po prostu nie lubić. Jak widać z powyższej listy, jest trochę powodów poza alergią na klinkier. Można w końcu obwołać go "obrzydliwą krauterbudą na wschodni wzór" - to jeszcze jeden komentarz do wywiadu; bliższych wyjaśnień, co do jego sensu nie podejmuję się udzielić. 

Komentarze

  1. Często z hejtem spotykają się również różnego rodzaju firmy i biznesy. Ja hejtu nie mam, ale mam problem z wieloma sprawami w firmie. Doskonale rozumiem, że takie kwestie bardzo często nie są jasne i wszystko nawet samemu sobie trzeba wyjaśniać, aby odpowiednio sprawami podatkowymi się zająć. Na szczęście ja już wiem, z jakich pomocy mogę korzystać i chętnie to robię, kiedy tylko pojawia się taka potrzeba. Nie każdy musi posiadać wiedzę, bo spokojnie można poradzić sobie z pomocą najlepzych specjalistów.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

nie-miejscownik: Antoninek - przewodnik alternatywny

Jak wybuch II wojny światowej wpłynął na turystykę w Poznaniu?

Dźwięk tygodnia: Synagoga się nie rozpływa