Dźwięk tygodnia: uliczny muzyk w Kutaisi

Może by spróbować z nowym pomysłem? Cały czas chodzą za mną krajobrazy dźwiękowe, więc może by tak do nich wrócić? W naszym okulocentrycznym spojrzeniu (to ci tautologia) dźwięk jest co nieco marginalizowany, choć wszechobecny w krajobrazie. Na początek krótkie nagranie z kwietnia.
Na głównej ulicy Kutaisi siedzi na plastikowym ogrodowym krześle chłopak. Ma najwyżej dwadzieścia lat. Jego wzrok jest pusty, skierowany przed siebie. Można by pomyśleć, że niewidomy. Gra na zdezelowanym akordeonie, śpiewa do długich fraz instrumentu zachrypniętym głosem. Dziko, ale z dziwną melancholią. Jakieś dwa dni wcześniej w tym samym miejscu grał z towarzyszeniem bębniarza. Byli otoczeni ciasno słuchaczami. Dziś jest sam. Ludzie przechodzą obojętnie. Przed nim kartonowe pudełko, do którego zbiera datki.


Choć to drugie miasto Gruzji (mając na myśli zaludnienie), to jest raczej prowincjonalne, leniwe. Nie zmienia tego przód białego porsche, odbijający się w szklanych drzwiach obok grajka. A zatem: akordeon popękany, muzyk z jednej strony zupełnie nieobecny, roztapiający się w fasadzie ulicy, z drugiej całkowicie wyodrębniony przez swoją muzykę. Muzyka ta nie pasuje do miasta. Jest powyciągana, hipnotyczna, nie przegrywa się ze zgiełkiem miasta. Za dużo w niej przestrzeni, jak na ciasne tunele ulic.
Stoję z boku, niby bawię się komórką. Nagrywam. Choć jest to prostsze, bo mniej widoczne (!) niż robienie zdjęć, to czuję się nieswojo. Rejestrując widok, nie zabieram nic ważnego. Ten dźwięk, muzyka, to co innego.
Pytam Szoreny, czy wie co to za muzyka. Odpowiada, że to góral z Tuszeti. Pytam czy rozumie o czym śpiewa? Podobno o miłości, choć Szorena mówi to nieco bez przekonania. Może góral śpiewa w mało zrozumianym dialekcie i pewności nie ma, ale w końcu o czym można śpiewać, jak nie o miłości?

* * *
Chłopak z akordeonem robi sobie przerwę. W kartonie ledwie kilka monet. Podchodzi do niego dwoje turystów backpackerów, tych w typie światłych podróżników, nie przybywających przecież obłaskawiać dzikich. W każdym razie, raczej Europa Zachodnia, choć znają kilka słów po rosyjsku. Coś mu proponują. On patrzy na nich, nie rozumiejąc. I raczej nie chodzi o ten ambiwalentny w tych stronach rosyjski, a raczej o treść propozycji. Turyści mają mu do zaproponowania: ma-ro-że-noje*.
________________________
* мороженое (ros.) lody

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

nie-miejscownik: Antoninek - przewodnik alternatywny

Jak wybuch II wojny światowej wpłynął na turystykę w Poznaniu?

Dźwięk tygodnia: Synagoga się nie rozpływa