Dźwięk tygodnia: Ogród smaków Pani Marii

Pani Maria wyciąga twardo oprawną księgę i chętnie dzieli się jej sekretami. Wskazuje kolejne autografy – tu podpisał się rektor, tu znany aktor (powiedzmy Holoubek), a tu Margaret Thatcher. Podano jej chłodnik na kefirze. Ryzykownie, bo przecież w angielskiej kuchni wszystko, co kiszone lub fermentowane to "szajst" – właśnie tak pani Maria wymawia to słowo. Tymczasem „Żelaznej Damie” smakowało. I trudno się dziwić, znając tutejszą kuchnię. Spotkanie uwiecznia obraz na ścianie.
Jeszcze niedawno było to niemal centrum dowodzenia uczelnianym światem. Historycy i archeolodzy, ale także filolodzy i ekonomiści schodzili się na obiady. Studenci, doktoranci, adiunkci, docenci, profesorowie wykupywali żetonik, zamieniany na posiłek. Idea universitas w pełnym rozkwicie w Ogrodzie smaków Pani Marii, dostępnym dla wszystkich do dziś.
Kto akurat nie spotka pani Marii in carne e ossa w jej ogrodzie, ten nie doświadczy tych opowieści. Raczej usłyszy cały ten ambience: pobrzękiwanie talerzy i sztućców, gwar rozmów, kroki, brzęk kasy, skrzypienie drzwi. Wszystko rozmiękczone lekkim echem odbitym od pastelowych ścian, od lastriko na podłodze, od wazoników z goździkami i gron lamp.
Tyle o dźwięku, bo chodzi tu o coś zupełnie innego. Dziś niech to będzie prawdziwy rosół i mielone.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

nie-miejscownik: Antoninek - przewodnik alternatywny

Jak wybuch II wojny światowej wpłynął na turystykę w Poznaniu?

Dźwięk tygodnia: Synagoga się nie rozpływa